Na nieba lśnić firmamencie. . . Marzenia o sławie w musicalu Fame
Ewa Wójcicka i Katarzyna Wysocka.
Musical „Fame” znika po czterech latach i pięćdziesięciu wystawieniach z afisza Teatru Muzycznego w Gdyni. Premiera odbyła się 5 maja 2007. Co jest takiego w tym przedsięwzięciu muzycznym, że sala zawsze jest pełna, a widownia szaleje?
Na początku był film. W roku 1980 Alan Parker wyreżyserował dzieło opowiadające o uzdolnionych studentach dążących do sławy. Ekranizacja doczekała się dwóch Oscarów za najlepszą muzykę i najlepszą piosenkę ( Fame). Na podstawie filmu powstał broadwayowski musical z librettem Jose Fernandeza i tekstami piosenek Jaquesa Levy’ego, z ogromnym udziałem Davida de Silvia, do którego prawa wykupił Teatr Muzyczny.
Ucho Gdynia Gazeta Świętojańska
FAME - Theatrical Trailer . Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj
Fabuła bardzo przypominała tę filmową. W musicalu również mamy studentów nowojorskiej szkoły artystycznej, jesteśmy świadkami osiągania przez nich celów małych i dużych, wchodzimy w prywatne perypetie i obserwujemy ich przemyślenia na temat sławy. Szkoła, marzenia, miłość. Niejeden z nastolatków mógłby się identyfikować z postaciami na scenie. Uczniowie tej prestiżowej artystycznej szkoły, nie byli „bogatymi dzieciakami bogatych rodziców”. W większości pochodzili z ubogich rodzin, niektórzy nie zdobyli podstaw wykształcenia ( Tyron Jackson nie potrafi dobrze czytać). Szkoła dawała im możliwość wyrwania się z ubogiego świata.
Co ich wyróżniało? Pasja - do tańca, śpiewu, teatru, muzyki. Robili to, co kochali, co dawało im szczęście i poczucie spełnienia. To, że mieli talent i cel, do którego dążyli, nie sprawiało, że pobyt w szkole był łatwy i przyjemny ( szczególnie przez wielogodzinne ćwiczenia, mordercze treningi i zajęcia teoretyczne). Chcieli jednak dojść na szczyt i zostać kimś. Byli też tacy, którzy próbowali dojść do celu na skróty. Przykładem jest Carmen Diaz ( grana przez fenomenalną Renię Gosławską), która rzuciła szkołę i wyjechała do Los Angeles ze swoim „promotorem”, mającym jej pomóc w zrobieniu kariery. Droga wydawała się łatwiejsza i pewna, ale koniec tragiczny. Carmen została narkomanką i prostytutką, skończyła na ulicy. Spektakl o młodzieży i dla młodzieży, choć jego zwolennikami są też ludzie dojrzali.
W Teatrze Muzycznym staliśmy się ponownie świadkami wyśmienitego show z niepowtarzalną choreografią, którą stworzył Jarosław Staniek (autor choreografii także do takich hitów jak: Hair, Footloose czy Jesus Christ Superstar). Możemy oglądać, jak taniec uliczny przeplata się z klasyką, tworząc jedną, ale nacechowaną różnymi emocjami etiudę. Szalona i przebojowa muzyka porywa do tańca. Scenografia zrobiona z rozmachem odzwierciedlała kontrast pomiędzy dwoma światami. Raz byliśmy na ulicy i mogliśmy obserwować ludzi, którzy nie chcieli poddawać się normom społecznym, a innym razem przenosiliśmy się na lekcję muzyki czy literatury do szkolnego budynku.
Musical „Fame” to był strzał w dziesiątkę. Podobał się widzom spragnionym historii o sławie, która nie przychodzi zbyt szybko i łatwo, ale jest na wyciągnięcie ręki dla pracowitych, zdolnych ludzi. Czy mający go zastąpić "Grease" powtórzy sukces ? Dowiemy się już za dwa miesiące.
Ewa Wójcicka
***
Na ostatnie przedstawienie 6 lutego przyszli przede wszystkim fani tego musicalu (w koszulkach okolicznościowych, a spora liczba zachwyconych ponownie lub zupełnie na nowo, oblegała mały sklepik, gdzie taki koszulki można było kupić) i Reni Gosławskiej, choć znać o sobie dawali też zwolennicy Marka Kaliszuka i Sebastiana Wisłockiego. Ostatnie „Fame” zgromadziło bardzo energetyczną publiczność, która doskonale wyłapywała niuanse i wszystkie nieoczekiwane„wstawki”, jakimi prowokowano widzów szczególnie w pierwszym akcie ( m.in. nawiązano do „My Fair Lady”, „Pinokia”, wspominano „zasługi” Marka Kaliszuka w leczeniu zgagi i polskich serialach, na krótko "pojawił się" też Leszek Miller i Czarny Łabędź z aktualnego, kinowego przeboju Darrena Arronofskye'ego).
Można mieć różne zdanie na tematy związane z uczelniami artystycznymi i młodzieżą tam ucząca się, seriale prześcigają się pomysłami i promowaniem coraz to innych aktorów mogących być na topie w świecie filmu. „Fame” nie jest pod tym względem ani wyjątkowe, ani prekursorskie, jednak nadal skupia publiczność głodną sukcesów, nawet nie ich własnych, tylko pokazanych przez pryzmat różnych koncepcji i gatunków artystycznych. W muzycznym zamysły reżysera i choreografa Jarosława Stańka spodobały się niemal wszystkim. Znakomicie obsadzone role, z wybijającymi się: Renią Gosławską jako Carmen Diaz (aktorka zagrała bardzo swobodnie, lekko, pokazując gimnastyczny i rokowy pazur, a scena rozpaczy i głodu narkotykowego to majstersztyk), Marka Kaliszuka jako Nicka Piazzy (delikatnego przede wszystkim). Mnie spodobali się jeszcze namiętny i gorący Hiszpan Jose Vegas, czyli Sebastian Wisłocki (skupiał uwagę, świetnie się bawił, mistrzowsko tańczył i uwodził widza), Krzysztof Wojciechowski grający Goodmana Kinga zawadiacko i sprawnie oraz Tomasz Czarnecki (i jego lalki) w roli spinacza scen i dobrego duszka. Na szczególne uznanie zasługuje Cezary Krukowski, który dał popis nie tylko swoich umiejętności breakdance'owych, ale również wokalnych i rytmicznych. Teatr Muzyczny dużo zyskał na energii i świeżości , goszcząc i zatrudniając aktorów o nietypowych zainteresowaniach czy umiejętnościach. Bardzo dobrze wykorzystana scena, szczególnie obrotówka, była tym razem atutem niewątpliwym.
Jednym zdaniem, po 50. wystawieniach spektakl zyskał dodatkowe bonusy, przede wszystkim była nim swoboda u zawodowych aktorów i wyśmienita zabawa dla wszystkich.
Katarzyna Wysocka
Ucho Gdynia Gazeta Świętojańska
Fame w Teatrze Muzycznym w Gdyni ostatni raz . Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj
Więcej o teatrze w na stronie www.pomorzekultury.pl